Co trzy głowy to nie jedna

Będąc uczniem szkoły podstawowej sądziłem, i byłem o tym święcie przekonany, że jestem wybitnie inteligentny. Dojście do smutnego wniosku, że jest dokładnie odwrotnie, zajęło mi bardzo dużo czasu i przysporzyło wiele dziwnych sytuacji. Dalsze moje życie przebiegało już pod znakiem przeciętniaka ze skłonnościami do wstępnego debilizmu, o czym miałem okazję przekonać się ponownie całkiem niedawno, testując niezbyt (ponoć) skomplikowane urządzenie elektroniczne o nazwie Matrox TripleHead2Go. Umożliwia ono podpięcie do jednego wyjścia zwykłej karty graficznej trzech monitorów i cieszenie się panoramicznym pulpitem dla aplikacji poinstalowanych w komputerze – np. przeglądarka – pierwszy, maszynopisanie – drugi i np. pejntowanie – trzeci monitor. Bardzo funkcjonalne, ale nudne jak obietnice wyborcze partii, za którą nie przepadam, ale obdarzam ją i jej członków pokojem. Innym zastosowaniem jest zbudowanie panoramicznego widoku z kabiny samolotu. Interesujące – pomyślałem, ale czy przypadkiem nie tak samo przereklamowane jak obietnice programowe ugrupowania kaczora co miał dziadka w Wermachcie? Sprawdźmy.

Urządzenia, którego nigdy wcześniej nie widziałem, więc nie wiedziałem czego się spodziewać – wiedziałem tylko, że wystarczy podpiąć kabel sygnałowy z mojej VGA i podłączyć monitory oraz, że nie trzeba rozkręcać komputera, by ostateczną funkcjonalność multimonitorową uzyskać. Producent zapewniał bowiem, że TripleHead2Go doskonale sprawdza się także w komputerach przenośnych (co za głupie sformułowanie – a który jest nieprzenośny – co to macie swoje obudowy wmurowane w ścianę czy też pospawane z uzbrojeniem??!). Mniejsza o to. Kurier przywiózł niewielki kartonik o wadze może kilograma, toteż spiesznie, mając w myśli swój stan umysłowy opisany we wstępie, przystąpiłem do testów. W tym celu pod pretekstem niezbędnych zakupów artykułów kosmetycznych i korzystając z pięknej pogody, wyekspediowałem żonę z córeczką na spacer. Zadziałało i miałem dwie godziny dla siebie. Zniosłem do pokoju wszystkie monitory, jakie się w domu znalazły, zrobiłem sobie wielki kubas kawy i z powrotem znalazłem się w podstawówce.

W opakowaniu znalazło się prócz urządzenia pełne okablowanie. Jego „pełność” należy rozumieć jako europejski i brytyjski model wtyczek, wersja dla cyfrowego DVI na karcie jak i analogowego D-SUB, zasilacz oraz płyta z oprogramowaniem. Co głównie mnie zdziwiło to rozmiar karty, wystarczy spojrzeć na fotkę z zapałkami:
Cóż, jak mawiali starożytni Rosjanie – nie rozmiar ma znaczenie. W myśl tej, jakże przepięknej, ludowej mądrości, zabrałem się za podłączanie. Odpiąłem wszystkie swoje monitory – sztuk dwa, znalazłem wolne gniazdko  – sztuk jeden, podpiąłem zgodnie z rysunkiem na opakowaniu – uruchamiam komputer. Pojawia się logo biosa, logo ładującego się systemu i... nic. Czarno. Czarno i cicho. Żaden z monitorów nic nie pokazywał. Co z tą inteligencją – przeszło mi przez myśl. Cóż, restart, może jeszcze raz... Nic. Hmm, dobra, podłączę jak było, sprawdzę co nie tak, ew. zerknę na stronę producenta. Com pomyślał – wykonałem. Podłączyłem (odłączyłem Matroxa znaczy) i... nic – czarno. Uuuuu... mówię, coś nie teges. Zrobiło mi się ciepło i to wcale nie z powodu niedopitej, a będąc już zupełnie szczerym – w ogóle nie ruszonej i zimnej już kawy. Uruchomiłem wszystkie pokłady i zasoby systemowe w mojej łepetynie i wymyśliłem tyle, że trzeba w awaryjny tryb się wbić i zresetować sterownik. Uskuteczniłem – zadziałało.

Sprawdziłem wszystko co w swej skromności uznałem za stosowne, po czym komputer wyłączyłem, odpiąłem standard, podpiąłem Matroxa i... ciemno... %$#$@$***@#$**. Cóż, procedurę naprawczą ponowiłem, wróciła żona, było drogo, córka zaczęła ryczeć, ja bez kompa, kawa zimna... Co może być nie tak?  Żeby chociaż jakiś manual dali, jakąś lichą książeczkę, jakąś czeklistę – cokolwiek. Za to milion kabli i angielska wtyczka, która jest mi tak samo potrzebna, jak raport komisji inkwizycyjnej „Maciawellego”. Postanowiłem tedy sprawdzić co znajduje się na owej płycie, korzystając z jakże przenośnego komputera mojej żony. Zresztą, jeszcze chwila, a nieprzenośność mojej testowej maszyny mogła być podważona poprzez zgrabny rzut przez balkon. Otwieram kopertę z płytą, a tam... papierowa uproszczona instrukcja podłączenia, a w niej jak byk, że najpierw w systemie ustawić 800x600, wyłączyć, podłączyć, zainstalować sterownik, zrobić restart i cieszyć się rozdzielczością 3840x1024 (w wersji cyfrowej nawet 5760x1080). Poszedłem się przewietrzyć na 5 minut, po pięciu następnych – trzy monitory pokazywały jakże piękny, panoramiczny obraz na moim pulpicie.

Zainstalowałem wreszcie Surround Gaming Utility i zaktualizowałem ją ze strony producenta, co zwiększyło liczbę obsługiwanych aplikacji z 106 do 309 (!). Wśród nich nasze FSy – 2002, 2004 oraz X. Dla wojaków – IL2, Lock On i cała masa innych – sprawdzenia pod adresem http://www.matrox.com/graphics/surroundgaming/en/games/zone/flightsim/.

Przyszedł czas na uruchomienie moje FS2004... i wszelka złość i nerw opuściły mnie bezpowrotnie. Mój ulubiony arbuz nigdy nie prezentował się tak dobrze, tak pięknie, tak panoramicznie... no cudo po prostu.
Co ważne, urządzenie działa zarówno w trybie pełnoekranowym jak i okienkowym, i nie ma w zasadzie różnicy w wydajności. Ta ostatnia metoda była dla mnie istotna, bowiem na czwartym monitorze (z drugiego wyjścia VGA) wyświetlam instrumenta wszelkie. Rozpocząłem fazę lotów testowych. Obraz pięknie przechodzi między ekranami - budynki, chmurki, drogi kołowania itp. Dużo lepszy efekt jest na ustawieniu FSowego zoomu na wartość 0.50.

Gdybym miał możliwość używania go w codziennej pracy pilota, oczywiście pozbyłbym się obudów monitorów, lub kupił takie z jak najcieńszą ramką, ale o tym dalej. Żeby nie było tak różowo – po oderwaniu się od pasa wleciałem w piękne chmurki – a że są one piękne, potwierdzą użytkownicy REXa. Problem jednak w tym, że przy moich ustawieniach grafiki (16xAnizo, 8xAA Multisampling CSAA) i zadanej rozdzielczości z uwzględnieniem chmur 1024x1024 może się pojawić klatkowanie, zwłaszcza w ciaśniejszych zakrętach. Obniżenie ostatniej wartości na 512x512 i ew. poeksperymentowanie z grafiką w menu Pogoda FSa przynosi bardzo dobre rezultaty.

Jak się lata? Bardzo przyjemnie. Zwyczajowe oczekiwanie na hp rwy 29 w Gdańsku zyskuje zupełnie nowy wymiar, bowiem widać próg, „report insight” też ma nowe znaczenie, no bo traffic naprawdę widać. O ile na przelotowej posiadanie takiego widoku aż tak przydatne nie jest, to np. podczas podchodzenia do lądowania, zwłaszcza a jakiejś malowniczej okolicy może dostarczyć ciekawych doznań, co widać na filmiku dostępnym na stronie naszego miesięcznika. Osobiście nie używam wirtualnego kokpitu, ale jego zwolennicy zapewne znajdą w tym Matroxie przyjaciela.

Matrox TripleHead2Go nie jest urządzeniem tanim – razem z przesyłką koszt wyniósł 1000,00 zł. Czy w obietnice producenta zostały spełnione? W zasadzie tak, bo nie mogę winić Matroxa za to, że wydaje mi się, że jestem sprawniejszy intelektualnie, niż jestem, co pokazała instalacja urządzenia. Życzyłbym jednak sobie bardziej widocznej, nawet luzem wrzuconej instrukcji, a nie ukrywanie jej pod (!) płytą Cd w nieprzezroczystej kopercie. Tak, wiem, na stronie też jest, ale jak masz Pan ciemny ekran i komputer nie wstaje, to na nic Ci się to nie przyda. Nie mogę na niego zwalić winy także za klatkowanie, bo FPSy pożerają moje ustawienia VGA oraz sam fakt, że GF 8800GTX jest już po prostu leciwy, Quad 2400MHz za wolny, a 4GB ramu to za mało, bo w tle chodzi obładowany FSUIPC, SIOC, FSAcars, SI, VR, VPA, milion scenerii, meshów i chmurki rozmiaru sali gimnastycznej.  Matrox nie przewidział także i tego, że ekrany mam różne, o różnych rozmiarach ramek, na różnych stópkach, co je trzeba niwelować klepkami od parkietu dębowego, który zalega w mojej piwnicy od końca lat siedemdziesiątych, co w ostateczności trochę psuje „panoramiczność” rozwiązania. Czego by jednak nie gadać, ani czego się czepiać, trzeba stwierdzić jasno – urządzenie jest bezkompromisowe i porównaniu do konkurencji softłerowej, takiej jak MaxiVista czy WidevieW – jest prostsze i skuteczniejsze. Urządzenie kupiłem z funduszy wygranych dzięki Waszym głosom w konkursie „Nowej Ery” i w domyśle będą do niego podpięte trzy projektory, co powinno nastąpić na przełomie września i października. Gwarantuję, że dzieciakom szczeny pospadają.

Z czystym sercem polecam TripleHead2Go, bo jakość latania jest zupełnie inna, urządzenie jest wprost stworzone do zastosowania w symulatorze. Biorąc pod uwagę ceny np. paneli GF czy OC, albo wolantów CH czy Saiteka – cena nie jest już taka straszna. Owszem – można za to kupić kilka panelików tego ostatniego czy kilkanaście doskonałych firmowych scenerii/modeli, nie mówiąc o kilkuletniej prenumeracie w Navigraph – ale, jak mawiał klasyk „Nie mieszajmy dwóch różnych systemów walutowych”.  Jak już Ci je się uda podłączyć, to nie będziesz narzekał.

Wrażenia z latania są rewelacyjne, a jak Ci się znudzi latanie, to zawsze możesz poczuć się jak ostatni Free Man i zniszczyć jakąś korporację: (AK)