Stanisław Drzewiecki, wybitny polski pianista, laureat międzynarodowych konkursów pianistycznych, wielokrotny stypendysta, wirtualny pilot z długoletnim stażem, prezes firmy Drzewiecki Design tworzącej doskonałe oprogramowanie do symulatorów lotniczych.
AK: Co spowodowało, że zainteresowałeś się lotnictwem (wirtualnym i realnym)?
SD: Chciałbym bardzo serdecznie powitać wszystkich czytelników Virtual Pilot. W moim przekonaniu wydawanie takiego internetowego pisma to godna uznania inicjatywa i życzę, aby w przyszłości magazyn się rozwijał i być może kiedyś doczekał się edycji drukowanej. Co do samego pytania, co prawda nikt z mojej rodziny nie był związany z lotnictwem, moje zainteresowanie techniką wiąże się zapewne z zawodem dziadka, który pracował przy akceleratorze w moskiewskim centrum fizyki jądrowej. Tam zresztą pierwszy raz w życiu zobaczyłem prawdziwy komputer. Będąc dzieckiem często podróżowałem drogą lotniczą po Europie i Azji. Kiedyś zdarzyło mi się, że przy kolejnej wizycie w kokpicie B734 pilot zaproponował posiedzieć na jego fotelu... i potrzymać za wolant przy wyłączonym AP (miałem kierować się tam, gdzie pokazywał F/D). Wrażenie było piorunujące i myślę, że mogło być to ostatecznym impulsem do mojej pasji związanej z lotnictwem. Swoją przygodę z Flight Simulator rozpocząłem od wersji 2000 i od początku kusiły mnie pliki *.cfg, później własne malowania, a później proste scenerie. Ze wspomnianym pilotem nadal staram się utrzymywać kontakt.
AK: Jaki jest Twój ulubiony „lotniczy” utwór muzyczny?
SD: II Koncert Rachmaninowa. Odlot.
AK: Jesteś wybitnym muzykiem, obracasz się w środowisku wysokiej kultury. Czy Twoi znajomi, współpracownicy znają Twoją lotniczą pasję? Jak się na to zapatrują?
SD: Zdarzyło mi się kiedyś, że po koncercie podszedł do mnie słuchacz i powiedział: „Wie Pan, korzystam ze scenerii Drzewiecki Design, ale nie wiedziałem, że Pan też gra na fortepianie!”. Obie profesje działają w moim przypadku dość niezależnie. Muzykiem jestem już praktycznie od 21 lat, co daje pewną refleksję. Projektowaniem scenerii zajmuję się od ok. 2005 roku, ale pierwsze projekty były na tyle proste, że nie warto o nich wspominać. Zauważyłem natomiast częste zainteresowanie pilotów liniowych muzyką klasyczną. Miałem nawet swego czasu występ w lotniczym hangarze podczas Szybowcowych Mistrzostw Świata w Lesznie!
AK: Jak Twoje hobby traktuje żona, Rodzina? Czy wspiera Cię w Twojej lotniczej pasji?
SD: Moja żona, Jekaterina, wspiera mnie zawsze (pomaga mi nawet przy pracy nad plikami ASM), aczkolwiek, kiedy jeszcze kilka lat temu jej nie było, początki prowadzenia firmy były trudne. Nie chodzi jednak tylko o trudności formalne, ale raczej o profil działalności firmy. Prawdę mówiąc prawie nikt, ani z osób bliższych ani ze znajomych, nie traktował poważnie mojego zainteresowania. Projektowanie dodatków do FS było zawsze traktowane jako zabawa i sposób na zabicie nudy. W sumie jestem dumny, że firmę udało się rozwinąć i wprowadzić na rynek międzynarodowy, a nawet globalny. Nie jest to oczywiście tylko moją zasługą, ale wszystkich, którzy włożyli swój czas, wysiłek i talent do naszych projektów. Najbardziej zasłużoną osobą w firmie jest Jakub Pączek, autor wielu scenerii ale przede wszystkim główny autor serii Polish Airports. Jakub jest osobą wybitnie utalentowaną i miałem ogromne szczęście, że trafiliśmy na siebie podczas prac nad pierwszą sceneriąGóraszki (EPGO) jeszcze w 2006 roku. Trudno w to uwierzyć, ale mimo korespondencji w postaci prawie 3000 e-maili i 6 lat współpracy, nigdy nie spotkaliśmy się w rzeczywistości. Aktualnie nasz zespół składa się ze zmieniającej się grupy 20-30 podwykonawców. Możliwość całkowicie swobodnej pracy z osobami z całego świata jest jednym z niesamowitych osiągnięć współczesnej techniki. Często dostajemy różne CV prawie ze wszystkich kontynentów i najlepszych rekrutujemy. Nasz zespół składa się z fanatyków, dla których siedzenie po 20 godzin dziennie, podczas ostatnich dni kończenia jakiegoś projektu, jest potrzebą, a nie pracą.
AK: Chcę przygotować prostą scenerię lotniska aeroklubowego. Ładną, ale nie mam zbyt dużo czasu na to. Co powinienem wiedzieć, na co zwrócić uwagę, jak amator może to zrobić poprawnie i w miarę ładnie?
SD: Projektowanie bardzo dobrej scenerii lotniska komunikacyjnego zajmuje jednej osobie do 6 miesięcy. Często jednak różne zadania zleca się różnym podwykonawcom. Własnoręczne stworzenie lotniska jest bardzo trudne i czasochłonne. Najlepiej robić to z kolegą, którego również interesuje projektowanie scenerii. Można wówczas podzielić zadania a jednocześnie sprawdzać i ewentualnie poprawiać rzeczy stworzone przez tą drugą osobę. Najprostszą scenerię można stworzyć korzystając z programu AFCAD (lub dowolnego odpowiednika np. AFX lub ADE) oraz z programu, który potrafi umieścić w FS obiekty z biblioteki FS (np. Whisplacer). Tworzenie własnych brył wiąże się z nauką bardziej skomplikowanych programów, takich jak GMAX. Polecam tutoriale dostępne w języku polskim na naszej stronie internetowej. Opisują one jedną z metod stworzenia prostej scenerii lotniska, a także inne, bardziej specjalistyczne zagadnienia.
AK: Dlaczego się zająłeś się przygotowaniem scenerii, jakie problemy miałeś na początku, przy pierwszych sceneriach?
SD: Mam kreatywną naturę i lubię tworzyć rzeczy nowe lub ulepszać już istniejące. Niewątpliwym problemem przy tworzeniu dobrych scenerii jest potrzeba przecierania szlaku. Często brakuje gotowych rozwiązań technologicznych, pozwalających na zlikwidowanie ewentualnych problemów. Fora internetowe i wyszukiwarki stanowią najbardziej cenne źródło wiedzy, ale czasami metoda prób i błędów jest jedyną drogą do znalezienia optymalnego rozwiązania. Staramy się tworzyć nasze produkty na najwyższym możliwym poziomie, stąd prawdopodobnie problemy związane z brakiem prekursorów niektórych metod. Wysiłek jest jednak opłacalny – wiele z naszych produktów jest używanych w certyfikowanych przez FAA symulatorach lotu, służących do szkolenia przyszłych pilotów.
AK: Gdzie, jak często i czym latasz wirtualnie. I czy robisz to też realnie?
SD: W swojej historii wirtualnego pilota na VATSIM latałem tylko dwoma maszynami, B739 i BE60, którymi wykonałem łączny nalot 1140h. Nie jest to rekordowo dużo, ale na pewno przyda się przy robieniu Instrumental Rating. Najciekawszym doświadczeniem online były dla mnie World Flights – loty dookoła świata. Pozwalały one na zapoznanie się z najróżniejszymi procedurami, warunkami meteo, ciekawymi lotniskami a także różnorodną, pod względem profesjonalizmu i umiejętności mówienia po angielsku, kontrolę ATC. Aktualnie w szkole Runway na warszawskim EPBC przechodzę szkolenie PPL na C150.
AK: Prowadzisz jasną politykę darmowej wersji demo (DWD) . Piractwo - z jednej strony polityka DWD ogranicza piractwo, ale z drugiej podobnie jak piractwo ogranicza przychody... Jak się na to zapatrujesz jako developer?
SD: Piractwo było przyczyną rozpadu co najmniej kilku firm projektujących oprogramowanie do symulatorów lotu. Niestety jest to taka praca, która wymaga poświęcenia ogromnej ilości czasu, jeśli chce się stworzyć coś porządnego. Chyba tylko osoby pracujące z komputerem cały dzień (10h dziennie to minimum!), mogą to zrozumieć. Oczywiście, jeśli nie chcemy robić jednego lotniska kilka lat (przykłady były). Tworzenie dodatków wymaga również wkładu finansowego. Jest to nie tylko zakup obrazów satelitarnych ale również sesje fotograficzne (gdzie trzeba też dojechać), dodatkowe materiały takie jak zdjęcia czy projekty, zakup wysokiej klasy sprzętu komputerowego czy fotograficznego a czasem nawet wynajem samolotu w celu zrobienia aktualnych zdjęć od góry! Cena jaką płaci końcowy użytkownik jest relatywnie bardzo mała, a należy jeszcze pamiętać, że wydawca dostaje z tego jedynie ok. 50%, bo marże sklepów to minimum 35% a od reszty jeszcze płacimy podatek. Ale nie chodzi o to, bo gdyby to nie było opłacalne, takich firm by nie było. Chodzi natomiast o to, że wirtualne latanie to dla nas nie pójście do biura, sklepu czy szkoły ale pasja, hobby. Ile to razy mieliśmy obłęd w oczach (który mógłby zrozumieć tylko inny v-pilot!) widząc na ekranie podejście do pasa które wygląda tak samo, jak w rzeczywistości. Nie dajmy ludziom którzy nas nie szanują i nie rozumieją, odbierać nam tę przyjemność. Każdy spiracony dodatek to gorszy lub opóźniony dodatek w przyszłości, bo praca podwykonawców dużo kosztuje, zwłaszcza, że są to ludzie utalentowani, z pasją i zasługują na każdą złotówkę. Jestem przekonany, iż wszyscy aktywnie latający wirtualni piloci doskonale to rozumieją.
AK: Jakie masz plany - następna Warszawa i może Lublin. Ale co dalej?
SD: Aktualnie pracujemy równolegle nad Warszawa Chopin (EPWA), miastem Nowy Jork wraz z 9 lotniskami (będą to dwa osobne, bardzo zaawansowane dodatki pod FSX), a także nad updatem Polish Airports vol.1, który będzie zawierał bardzo duże aktualizacje lotnisk EPGD, EPKT i EPRZ oraz lotnisko EPLB Lublin. Update będzie płatny a posiadacze paczki vol.1 otrzymają 50% zniżki na nowy produkt.
AK: Pojawiły się deklaracje, że koniec z robieniem dodatków dla FS9 - czy to prawda?
SD: To prawda, planujemy zakończyć tworzenie dodatków pod tę platformę pod koniec 2013 roku. Liczba użytkowników FS2004 drastycznie spada, co wyraźnie widać po zmniejszonej sprzedaży tych dodatków. Z drugiej strony projektowanie pod FSX jest w wielu aspektach dużo łatwiejsze i mniej pracochłonne. Przypuszczam jednak, że rezygnacja z FS2004 może poskutkować naszym zainteresowaniem inną platformą, na przyład X-Plane. Na razie jest to jednak jedynie przypuszczenie, ale poszukujemy osób, które posiadają wiedzę na temat struktury XP10 i technik projektowania pod ten symulator.
AK: Co uważasz za największy problem polskiej społeczności pilotów wirtualnych?
SD: Za największy problem polskiej społeczności pilotów wirtualnych zdecydowanie uważam piractwo. Każdy nielegalnie umieszczony w internecie plik z naszą komercyjną scenerią bezpośrednio wpływa na zmniejszenie naszych dochodów, wydłużenie prac nad kolejnym projektem oraz potencjalnie na zwiększenie ich cen. Chciałbym jednak zauważyć, iż czasami otrzymujemy zupełnie bezinteresowne darowizny od nieznajomych osób. Nikogo do tego specjalnie nie zachęcam, ale takie gesty są bardzo miłe i motywują do dalszej pracy. Tak samo, jak wszelkie pozytywne komentarze na forach internetowych, a zwłaszcza w internetowych sklepach.
Chciałbym natomiast podkreślić cechę polskiego VACC, którą zawsze ceniłem: srogie i profesjonalnie przygotowane ATC, na które narzeka część pilotów. W moim przekonaniu jest to rzecz niezwykle cenna i wybitne osiągnięcie polskiego VACC. Dzięki poziomowi, jaki reprezentuje większość polskich kontrolerów, motywacja wirtualnego pilota do zgłębiania swej wiedzy jest ogromna. Myślę, że ma to duży wpływ na osoby, które zamierzają w przyszłości kontynuować swoją pasję w realu. Wiedza, którą zdobyłem w polskim VACC spowodowała, że szkolenie teoretyczne do licencji PPL przypominało bardziej miłą pogawędkę z instruktorem niż faktyczny kurs. Mam nadzieję, że mimo wszelkich trudności, polskiemu VACC uda się utrzymać poziom „as real as it gets”. Oczywiście zawsze znajdą się osoby, które będą krytykować nawet najlepiej przygotowanych kontrolerów. Nawet takich, którzy w realu też pracują jako ATC. Chciałbym życzyć, aby wszelkie dyskusje tego typu stanowiły bardziej formę szkolenia (wyjaśnienie błędów, rekomendacje na przyszłość), niż zwykłą sprzeczkę. VATSIM daje niesamowitą możliwość przygotowania do latania w realu, a zwłaszcza do latania IFR.
AK: Jakie było Twoje najdziwniejsze doświadczenie lotnicze w wirtualu?
SD: Moje najgorsze doświadczenia były związane z błędami działania symulatora powodującymi przerwanie lotu, najlepsze z niemal perfekcyjnymi podejściami i lądowaniami po najdłuższych trasach. Najciekawszych wirtualnych wyzwań doświadczyłem w swoim kokpicie B739 podczas awarii niektórych elementów kokpitu w trakcie lotu. Raz podczas lotu na Alaskę odłączył się panel, który odpowiadał za wychylanie klap. W Anchorage lądowałem z klapami na pozycji 0, nagrywając jednocześnie film dostępny na YouTube. Innym razem padł program odpowiedzialny za wyświetlacze na main panel (VasFMC). Zaprocentowało wówczas zastosowanie przeze mnie Standby Panel, który był obsługiwany przez inny program (FreeFD). Pozwoliło to na wykorzystanie Standby Panel zgodnie z jego przeznaczeniam, czyli jako przyrządy zapasowe. Dzięki temu bezpiecznie doleciałem do najbliższego lotniska. Kokpity domowe mają również cechę wspólną – zawsze coś psuje się właśnie wtedy, kiedy chcemy popisać się kabiną przed ważnymi gośćmi. Gdy pokazywałem koleżance lądowanie w Rydze (EVRA), padła mi cała nawigacja (radia NAV) i nie byłoby to nic strasznego, gdyby nie pełne i niskie zachmurzenie nad lotniskiem docelowym. Presja była tak duża, że naruszyłem nieco minima (o ile, to już moja prywatna sprawa) i z trudem wylądowałem. Plus był taki, że wspomniana koleżanka została, kilka miesięcy później, moją małżonką.
AK: Dziękuję za rozmowę.