Nie wiem

Kiedyś było prościej: podczas obserwacji na VRC albo na przelotowej rzut oka na ServInfo, sprawdzenie statystyk na Vatsim.net i proste pytanie: „Witam, jestem CEO Cassubian VA, nie myślałeś o lataniu dla linii lotniczej?”… Było to oczywiście złamaniem CoC, bo przecież nie przeszkadza się w trakcie lotu, ale czego to się nie robiło, by zdobyć nowego prcownika…

Dzisiaj… Cóż. Czasy się zmieniły, nasza firma się zmieniła, „wolni strzelcy” też się zmienili… Obecna procedura kwalifikacyjna zaczyna się od podania podstawowych informacji osobowych oraz wypełnienia krótkiego testu, który sprawdza, czy kandydat ma choćby podstawowe pojęcie o rzeczy. I tu się rozpoczyna problem.

Pytanie: Czy na stronie PLVACC znajduje się mapa tras dolotowych VFR dla Jasionki? Odpowiedź: Nie wiem. LECB jest objęte zasięgiem RVSM. Nie wiem. TL w polskim FIR jest zależny od ciśnienia atmosferycznego. Nie wiem. ACCPL2 zajmuje się przygotowywaniem i koordynacją zlotów w polskiej dywizji Vatsim. Nie wiem.

Średnio w miesiącu otrzymuję 3-5 zgłoszeń, z których większość zawiera więcej niż 4 błędy. Na siedem pytań.
PK ostatnio na Forum PL-VACC, w wątku o niedoszłym polskim, a doszłym brytyjskim vATC, w wątku w którym głupota kazała mi się odezwać, napisał:

W pewnym wieku za własne niepowodzenia zawsze się wini innych („Pani się na mnie uwzięła”), wszystko wydaje się tak łatwe, że nie widzi się problemu w samodzielnym podołaniu wyzwaniu i wytyka się „błędy” innym. Odkąd tu jestem zawsze tak było. Mijało parę lat i Ci rozżaleni przechodzili na pozycje próbujących gadać merytorycznie z takim samym skutkiem jak kiedyś. Bo potrzeba czasu i dojrzałości by zrozumieć, że „mój fun” nie jest ważniejszy od „funu innych”.

W zasadzie ani Piotr, ani ja nie odkrywamy Ameryki. I w zasadzie to to samo, co w 2005 roku pozwalało mi latać na nieparzystym na zachód. Do momentu, kiedy ktoś zwrócił uwagę, że to wstyd. Kilkakrotnie zaglądałem na strony różnych VA; w kilku z nich należało wypełnić krótki, równie prosty co nasz obecny, test wstępny. I tu się zmieniło, jak sądzę, najwięcej. Człowiek miał szacunek do ich pracy, poziomu i respektował markę, bo wiedział, że jeszcze na to za wcześnie, że trzeba jeszcze popracować.

Dzisiejsi kandydaci podchodzą do sprawy całkiem inaczej: lajtowo opisują, co mogliby swoją osobą zaoferować firmie, jak stachanowcy zobowiązują się do wykonania 300% normy i równie lajtowo wypełniają dalszą część testu, nie racząc nawet sprawdzić, czy na stronie PL-VACC jest taka czy inna mapa. Ostatecznie z wrodzonym chyba optymizmem zaznaczają najbardziej niepożądaną odpowiedź  - „Nie wiem”.

Czemu tu się Panie dziwić? Z każdej strony mediów emanuje taniocha i moda na szybki sukces. Dzisiaj wystarczy, że – choć to za dużo powiedziane – wokalistka, zatrzęsię czterema literami, pokaże dobra doczesne i wypromuje tym przebój jednego notowania. Aż chce się samemu zaśpiewać „Gdzie się podziały…” i tak dalej – piosenka ma kilkadziesiąt lat i to sakramentne zapytanie nabrało charakteru retorycznego w całej rozciągłości życia we współczesnym świecie.

Zbliżają się święta. Ukatrupiając Bogu ducha winnego karpia, zapłaczmy nad losem jestestwa w dobie lotów A380 prowadzonych przez kapitanów z dwucyfrowym nalotem i życzmy sobie takiego modelu myszki, co by za zaznaczenie odpowiedzi „Nie wiem” poraziła kandydata napięciem prosto z APU.

Co to jest APU? Nie wiem.

Wesołych Świąt!