Zaczęło się od tego ze zaczęliśmy kiedyś latać do Kinshasy w republice Kongo. Czemu? nie pamiętam. Ponieważ od zawsze lataliśmy tam gdzie inni nie latają, wiec pewnie dlatego. Afryka to trudny temat. Jak wygląda życie w realu w Afryce centralnej możemy sobie wyobrazić. Ludzie tam nie maja ani możliwości, ani ochoty by latać na Vatsim. Jednak, coś się tam działo. Było ATC, był mały, ale zawsze ruch, były nawet procedury.
W tamtych czasach wielu pilotów „skakało” po świecie, tzn. doleciał gdzieś a za chwilę logował się tą sama maszyną na drugim końcu świata. My lataliśmy as real tzn. wylądowałeś w „B” to startujesz z „B”. Jak chciałeś polatać na drugim końcu świata to musiałeś tam dolecieć.
Rozwój hub-ów
I tu zrodził się pomysł by przebazować kilka maszyn do Kinshasy (FZAA). Jak ktoś będzie chciał, to będzie mógł polatać w Afryce bez dokonywania dalekiego przelotu, bo maszynki już tam są. Tak tez zrobiliśmy. I tak krok po kroku poznaliśmy tamtejszych ATC. Nikt z nich nie był Afrykańczykiem, byli to Kanadyjczycy, Włosi, Francuz, nikt z nich nie mieszkał w Afryce. Później dołączyli jacyś Afrykańczycy, ale mieszkali w Europie. Mimo to starali się rozkręcić ten obszar. Tak więc w końcu zalogowaliśmy się na ich forum i kontakty zacieśniły się. Rozbudowaliśmy sieć połączeń, lataliśmy z Europy do FZAA, a stamtąd lokalnie mniejszymi maszynami i helikopterami. Braliśmy udział w imprezach, niektóre z nich znacznie różniły się od Europejskich. W końcu zrobili nas oficjalnym partnerem.
Ponieważ układało się fajnie, postanowiliśmy założyć kolejny hub na Kai tak. W realu już nie istnieje, ale ze względu na swoja specyfikę nadal istnieje na Vatsim jako VHHX. Tu jednak pojawił się problem – przesuniecie czasu. Ciężko było się zgrać z ATC. Kontakt z tamtejszymi ATC tez z tego powodu był mniej intensywny. Niemniej jednak istniejemy tam do dziś. Zasada organizacji ta sama jak w Afryce: z Europy na Kai Tak i dalej lokalnie aż do Guam, a także obsługa platform wiertniczych.
Do huba w Kai Tak dołączyliśmy Katmandu. Nie ma tam za bardzo ATC, ale hub powstał tam ze względu na specyfikę terenu i pogodę. Doskonała szkoła latania. Stacjonują tam nasze helikoptery. Były też DHC7, które praktycznie spełniają wymagania STOL.
Tak więc w tym czasie nasi piloci mogli bez konieczności dalekich przelotów polatać w trzech całkowicie różnych rejonach świata. Obserwując ruch na Vatsim zrodził się kolejny pomysł – Brazylia. Spory ruch, dużo ATC i przesunięcie czasu na korzyść, jak u nas był późny wieczór, to oni dopiero zaczynali latać. Poza tym pasowało polaczenie. Z Europy do FZAA, a dalej do Rio.
Tak tez zrobiliśmy. Również nawiązaliśmy kontakt z „tubylcami”. I tu nowy problem: język.
Mało kto zna tam angielski. Nawet na unicom, które u nich jest na 123.450 nie licz, że przeczytasz coś po angielsku. Kontrolerzy trochę znają ale forum… Cóż, na szczęście są translatory. I tak choć nie bez śmiesznych wpadek dogadaliśmy się. Kontakty okazały się jeszcze bardziej intensywne niż w Afryce. To właśnie z tego powodu na naszej stronie u góry po lewej, możesz włączyć portugalski klikając we flagę Brazylii.
Co do polskich hub-ów, firma ma lotnisko macierzyste na EPKK. Jednak ze względu na miejsca postojowe, maszyny dalekiego zasięgu zostały przeniesione na EPWA. Tak powstał drugi hub w Polsce. Trzecim jest EPBY. Gdy dorobiliśmy sie kilku helikopterów zaczęły one latać początkowo (VFR i IFR) z EPBY. Może dlatego, że pochodzę z Bydgoszczy, a może bo w FSA jest tam najtańsze paliwo. Tu też stacjonuje mój ulubiony C-130 „Lord of The Snow”, drugi C-130 „African Thunder” operował długo z FZAA, ale teraz operuje z Rio.
Czym jest hub?
Dla nas huby to przede wszystkim urozmaicenie. Nasi piloci nie tylko latają po utartych i dobrze znanych europejskich lotniskach, ale również tam gdzie wielu nawet nie próbuje polecieć. To wymusza na nas podnoszenie swoich umiejętności i podciąganie nowych pilotów do naszego poziomu. Na Vatsim często zapomina się, że „umiejętności” to nie tylko przepisy, procedury, itp. Umiejętności to również pilotaż. A jak z tym wygląda łatwo zobaczyć, gdy wieje wiatr ze wschodu i trzeba lądować bez ILS. Ilu pilotów z naszych polski VA to potrafi? Huby dają nam więc doskonalą okazję do podnoszenia umiejętności pilotażu. Dlatego nasze motto to: No Charts? No ILS? No VOR? No NDB? No Problem! I do takiego poziomu pilotażu dążymy w naszej VA, aby w trudnych warunkach piloci sobie poradzili (motto pochodzi od zlotów w Mogadishu).
Na Kai tak uczysz się, że np.: 747-200F można ustabilizować na 150ft i przyziemić 4 sekundy później. Często na zlotach ktoś mówi, że dali mu 30 sekund na stabilizacje i przyziemienie. Reakcja u naszych pilotów: „cale 30 sekund!!???!” J. W Himalajach uczysz się latać obciążoną maszyną w warunkach rozrzedzonego powietrza lub helikopterem, którym nie jesteś w stanie przeskoczyć szczytów i latasz po dolinkach. Kiedyś w czasie przelotu dookoła świata organizowanego przez Staszka jedną z atrakcji była Lukla. Część pilotów ekscytowała się tym lotniskiem, nasi mniej bo to nasze tereny treningowe.
W Afryce możesz usłyszeć od ATC „nie przekraczaj linii rzeki, bo tam operują rebelianci”, lub „jak masz flary w swoim C130 to na final odpalaj na wszelki wypadek”.
A zlot w Mogadishu? Nie ma tam nic poza pasem. Żadnych pomocy nawigacyjnych. Do tego zasadą zlotu jest to, że oszukujemy pogodę i widoczność ustawiamy na 0,2 mili. ATC jest twoim ILS i sprowadza precyzyjnie na pas. Po pierwszym zlocie gdy wylądowałem bylem spocony. Nawet zlot w Rowaniemi czy Heathrow nie wyczołgało mnie tak. Zamieściłem ostatnio ogłoszenie o tym zlocie na forum vatsim pl. Tylko jeden pilot pojawił się z naszego kraju, szkoda. (JW)