Jadąc do Paryża, nie przypuszczałem, że znajdę się na Le Bourget. Jakoś nie skojarzyłem faktu, że Paris Air Show, będzie w Paryżu i że będzie wtedy, kiedy i ja tam będę. No cóż… człowiek ma chyba za małą głowę na myślenie o wszystkim.
Dzień po przyjeździe do Paryża, dostałem maila od kolegi, o tytule „Ja bym poszedł…”, z linkiem. Tylko z linkiem. Kliknąłem i już wiedziałem, że muszę tam iść. Bilet kupiłem prawie natychmiast, przez Internet, pozostało tylko udać się do pobliskiego centrum handlowego po jego odbiór w sklepie fnac, coś jak nasz empik.
Po zakupie biletu zdecydowałem też, ze odpuszczę sobie spotting na CDG, bo tam podobno trzeba mieć jakieś specjalne pozwolenie. Można oczywiście jechać w ciemno, tak po polsku, po partyzancku, ale jak np. policja przyjedzie wylegitymować spotterów, to kara za spotting bez pozwolenie to ok. 300 euro. Nie warto ryzykować. A bilet na Le Bourget kosztował tylko 13 euro. Dobrze, że na Orly nikt nie pyta i nie wymaga pozwoleń. Mają nawet specjalny taras widokowy na dachu terminalu Orly Sud. Trochę dalej od nas, niż do Wrocławia, gdzie zwyczajowo jest najbliższy czynny taras widokowy, ale za to więcej się dzieje. Relacja z Orly w następnym numerze.
Ale wróćmy do tematu głównego czyli do 49 targów i pokazów lotniczych w Paryżu lub jak kto woli 49e Salon International de L’Aeronautique et de L’Espace Paris Le Bourget 2011. Jak pewnie wiecie, targi trwały od 20 do 26 czerwca, z tym, że 20-24 to część branżowa, a pozostałe 3 dni są otwarte dla szerokiej publiczności. Tegoroczna część targowa była szczególna pod względem nowych kontraktów, jakie zawarł Airbus. 730 samolotów to rekord.
Boeing zdołał sprzedać tylko 143 samoloty, w tym 3 nowe B747-8. Podejrzewam, że gdyby te targi były w USA, to proporcje byłyby odwrotne. Miał też miejsce incydent – holowany A380, który obok Dreamlinera i 2 747-8 (cargo i PAX) miał być głównym hitem imprezy, zahaczył skrzydłem o jeden z budynków. Uszkodzenie wyeliminowało go z pokazów, zastąpił go A380 w malowaniu Korean Air. Ja się szykowałem, że już go nie zobaczę w locie, ale albo naprawili albo podmienili, bo w sobotę A380 latał i wyczyniał takie rzeczy, że w życiu bym nie podejrzewał, że można to zrobić taką maszyną.
25 czerwca 2011 budzik zadzwonił o 730LT. Pomimo, że to sobota, wstałem dużo chętniej niż do pracy. Szybki prysznic, śniadanie, plecak na plecy, w nim aparat – bateria full, 2 karta pamięci w zestawie, Just In case, mapa, bilet i byłem cleared for tak-off. Hotelowy busik zawiózł mnie na stację i okazało się, że… na inną niż chciałem. Wszystko dlatego, że pan kierowca mówi po angielsku tak jak ja po francusku czyli zna 3 słowa. Dzięki mapkom dałem radę i wyszło, że muszę tylko 2 razy się przesiąść z jednej linii metra na kolejną, żeby dotrzeć do Le Bourget. Godzinę później byłem już w ostatnim z pociągów. Miałem chwilę paniki, ponieważ nie mogłem znaleźć biletu na air show w plecaku. Już miałem przed oczami widmo powrotu do hotelu i stracone 4h, ale na szczęście okazało się, ze bilet jest, tylko w innej kieszeni plecaka.
Na stację Le Bourget dotarłem około 10 – dla mnie to drugi koniec Paryża. Stamtąd na pokazy kursowały darmowe autobusy, jednak dostanie się do nich oznaczało odstanie w gigantycznej kolejce, uporządkowanej jednak w wężyk, jak na lotniskach. Co chwilę przyjeżdżały kolejne pociągi, które wypluwały masy ludzi chcących dostać się na lotnisko. Byłem zdumiony, jak dobrze jest to wszystko przygotowane, jak służby panują nad tym całym tłumem. W Polsce już dawno cała okolica zostałaby sparaliżowana przez pieszych i różnej maści pseudo-sprytnych cwaniaczków chcących ominąć kolejkę. Oceniam, że do autobusu przede mną było z 1000 osób, ale kolejka nie stała nawet na minutę – powoli, ale cały czas się przesuwała. Autobusy przyjeżdżały po 3, ludzie wchodzili, kolejno odjeżdżały, a niemalże w tym samym momencie podjeżdżały kolejne 3. 20 minut to max. czas oczekiwania. Potem kolejne 20 minut w busie, bo drogi dojazdowe do lotniska były zakorkowane i około 11 byłem na miejscu.
Już na samym początku wszystko robi niesamowite wrażenie – wszędzie jest niezwykle czysto, służby dbają o porządek, pracownicy chodzą w czarnymi workami i zbierają śmieci od publiczności – podejrzewam, że z uwagi na bezpieczeństwo nie ma koszy na śmieci. Informacja co krok, punkty z jedzeniem, stoliki, parasole ławeczki – wszystko to na głównej alei pomiędzy dwoma halami. Ale te wszystkie punkty to nie ordynarne namioty ogrodowe z Obi, wbite w klepisko, jak u nas, na różnych pokazach, tylko normalne budki, z pełnym zapleczem – kuchnia, zlewy, kibelki dla obsługi – pełna kultura.
W hali nr 3 producenci części. Niby nic wielkiego, niezbyt ciekawe wystawy, jednak patrząc na niektóre części w gablotach, wielkości 2-3 cm, to nawet nie mając pojęcia do czego służą, człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę, jak skomplikowanymi maszynami są współczesne samoloty. Wszystko to pracuje poza oczami pasażera czy załogi, nie widzimy tego, więc się nad tym nie zastanawiamy.
W hali nr 4 – również trochę części, ale też modele śmigłowców bojowych MI, modele Tupolewów, Antonowów, Sukhoi Super Jetów, także pół kadłuba nowego jeta od Chińczyków – z CACC – Commercial Aircraft Corporation of China – z zewnątrz wygląda trochę jak krzyżówka A318/319 z E190. Wewnątrz nie widziałem, bo kolejka była na pół hali. Odpuściłem sobie. Ale także fajne stoiska z silnikiem A380 bez obudowy – robi wrażenie – oraz 2 symulatorami A320. Jak to zobaczyłem, to miałem ochotę złapać za joya, wykręcić jakiegoś ILSa – Adrian, musisz coś takiego zbudować w KSLu i wtedy się do Gdańska przeprowadzam
Kolejna hala, nr 2 to głównie stoiska EADS i Dassault Aviation – dużo modeli maszyn, prezentacje 3D itp., ale też były wystawione różne silniki lotnicze – prawdziwe i modele, gdzie np. środkowa część obudowy jest przezroczysta i widać kręcące się turbiny, a światłowodowe podświetlenie pokazuje przepływ paliwa, moment zapłonu mieszkanki i wylot gazów – czad!!
Z hali wyszedłem na teren wystawy statycznej. Zaczęło się od kilku małych maszyn, w tym akcentu polskiego – Orki i AT3 z Mielca. Także Piaggio, u nas znany ze służby w LPR, Diamond DA40, kilka wiropłatów i inne. Następnie śmigłowiec bojowy, chyba Eurocopter X3 i kilka samolotów bezzałogowych. Pierwszy duży jet to wersja A300 Zero G, która jest używana do lotów symulujących warunki zerowej grawitacji.
Następnie trafiłem do Concorde Hall, gdzie były stanowiska różnych firm rekrutujących do pracy w lotnictwie. Wszystko po francusku, więc nie wiem, jakie stanowiska oferowali. Najciekawsze było stanowisko Air France, gdzie był symulator lotu szybowcem – z tyłu siedział jeden z pilotów, który ustawiał warunki i widziałem, że zapisywał sobie coś po locie każdego chętnego. Pewnie postałbym w tej kolejce i spróbował, ale od razu zapytałem czy gdyby chciał zostać pilotem w AF to muszę znać francuski. Po twierdzącej odpowiedzi – zrezygnowałem.
Jeżeli chodzi o Concorde Hall, to najciekawsze jednak było co innego. Wszedłem tam, patrzę na lewo od wejścia – podwozie główne prawe Concorda. Wygląda fajnie. Tylko dlaczego przymocowane do sufitu? O… to nie sufit, to spód skrzydła Concorda, za podwoziem gondola 2 prawych silników. Nie skojarzyłem od razu, bo cała hala byłą zastawiona stoiskami, ale na co dzień trzymane są tam 2 Concordy, które są udostępnione do zwiedzania. Skorzystałem z tej możliwości, ale o tym za chwilę.
Obok Concorde Hall ustawione są 2 rakiety kosmiczne, a za nimi B747-100, również udostępniony do zwiedzania. 5E za bilet. Stanąłem w kolebeczce, a tu koleś przyszedł i mówi, ze już nie sprzedają biletów ani na Concorde’a ani na 747. Pełne obłożenie. Zaczną sprzedawać koło 14.
Następne maszyny na wystawie statycznej to m.in. Lockheed Super Constellation w malowaniu Breitling - Proud of Switzerland, DC-3 w malowaniu Air France, C130 Hercules i Boeing C5 Galaxy od US Air Force, także A318 Elite, nowy ATR 600, Airbus A400M – wojskowy i największy – A380.
Najwięcej ludzi przy A380, ale nie tylko z powodu tego, że to ten samolot. Za nim nie było już żadnych budynków wystawowo-targowych i tylko z pod jego skrzydeł i nad nim można było dostrzec kawałek pasa startowego. Widać to dobrze na planie – cały różowy teren to wystawa statyczna. Żółte budynki na prawo od pasa były dla „branżowych” i tylko oni mieli bezpośredni widok na pas startowy. Trochę słabo to zorganizowane pod tym względem, ale jak już coś latało, to wszystko działo się nad budynkami. Moment startu i lądowania można było natomiast oglądać na telebimach, rozstawionych w kilku miejscach.
Obok A380 był jeszcze ogromny namiot z samolotem Solar Impulse – tym na baterie, ładowane energią słoneczną. Podobno przymierzają się do lotu non-stop dookoła świata tą maszyną. Jest duża – rozpiętość skrzydeł i długość prawie jak A380, a może nią lecieć tylko jeden pilot. Resztę miejsca zajmują akumulatory, dające napęd dla 4 śmigieł. Na co dzień maszyna bazuje w Brukseli – kolega z kursu, który do niedawna miał biuro niedaleko brukselskiego lotniska, opowiadał, że widział tę maszynę w akcji – lekko pokracznie wygląda z racji ogromnych skrzydeł i ich nieproporcjonalności do grubości kadłuba. Ja niestety mogłem zobaczyć Solar Impulse tylko w hangarze. I to przez otwarte drzwi, bo kolejka, żeby tam wejść była na 1,5h.
Ok. 1230LT rozpoczęły się pokazy. Najpierw jakiś helikopter, potem ze 2-3 maszyny akrobacyjne, tradycyjne, tłokowe, później kilka maszyn wojskowych. Nie ma się tu co za dużo rozpisywać bo akrobacje są wszędzie takie same. Ja bardziej czekałem na jakąś dużą maszynę – niekoniecznie A380 bo nie wiedziałem czy ten będzie latał. Natomiast niedaleko Le Bourget, cały czas przelatywały też startujące maszyny z CDG. Udało mi się uchwycić, nawet całkiem wyraźnie, jednego B747 AF.
W międzyczasie próbowałem się ponownie dostać do Concorde’a, jednak jak przyszedłem, około 14, okazało się, że znowu nie sprzedają biletów. Namierzyłem tego samego kolesia i powiedziałem mu, że kazał mi przyjść koło 14, przyszedłem, a tu znowu „już” nie sprzedają. Widocznie mnie zapamiętał, bo dostałem od niego bilet gratis – 5E zostało w kieszeni, miałem później, w Paryżu, w Lafayette Galery na fajną koszulkę na wyprzedażach
I kiedy tak czekałem na wejście do Concorde’a, bo to co pół godziny są te wycieczki, nagle znad jednego z budynków wyleciał A380. Dobrze, że mój aparat się szybko uruchamia. Coś niesamowitego, zobaczyć jak ta maszyna, pomimo swoich monstrualnych rozmiarów kręci na niebie różne figury, włącznie z niskim przelotem, na maksymalnych klapach i przy max. kącie natarcia. Nie wiem czy limity systemu fly-by-wire można wyłączyć, ale chyba tak, bo momentami piloci operowali na przechyle co najmniej 60-70 stopni. Standardowo FBW pozwala na przechył nie większy niż 45 stopni, po czym „odbiera” pilotowi kontrolę nad maszyną (odłącza joystick) i wyrównuje. Najbardziej podobało mi się podejście do lądowania – zrobili krąg nad lotniskiem i zaczęli zniżać. Ale nie normalnie, z 3-stopniową ścieżką, jak zwykle, tylko prawie nurkując. Widać to na zdjęciach. Wysunęli przy tym podwozie, następnie ostry zakręt i lądowanie, full visual, z baaaardzo krótkiej prostej. Mistrzostwo świata. Szkoda, że nie widziałem momentu, w którym uruchamiał silniki i kołował do pasa – czekałem wtedy na bilet do Concorde’a.
Sam Concorde zaskoczył mnie bardzo. Spodziewałem się mniejszego wnętrza niż w tradycyjnych maszynach, bo oglądałem kilka filmów o tym samolocie, czytałem trochę, ale mimo wszystko wydawało mi się, że jest większy. Z zewnątrz to spora maszyna, z bardzo wysoko umiejscowionym kadłubem, ale wewnątrz jest strasznie wąska i niska. Nie zapominając oczywiście o tym, że ten samolot miał wyłącznie konfigurację klasy biznes, wyobraźcie sobie współczesny samolot, o kabinie pasażerskiej z 2 podwójnymi rzędami foteli w rozmiarze i standardzie normalnej economy i kabiną, która kończy się mniej więcej na wysokości schowków na bagaż nad głowami pasażerów. Stojąc, niemalże dotykałem głową sufitu.
Wchodząc do samolotu musiałem się schylić, ponieważ górna krawędź wejścia jest mniej więcej na wysokości 1,7m od podłogi. Po wejściu należy również pozostać przechylonym, ponieważ pod sufitem, w części załogi, znajduje się głośnik i tzw. PA Adress system – czyli te kolorowe światełka, dzięki którym cabin crew wie kto i skąd dzwoni. O tym, że ten głośnik tam jest, przypomina mi do dziś guz na głowie. Toalety są mniej więcej wielkości tych spotykanych w przyczepach kempingowych, ewentualnie nie za dużej szafy na ubrania. Bardzo klaustrofobiczne. Podobnie jak kokpit z tysiącem zegarów. Nie wiem, jak tam mieściły się 3 osoby z załogi. Chyba francuskie załogi tylko – Francuzi wszystkie rozmiary ciuchów mają o numer mniejsze niż u nas… Brytyjskie załogi musieli chyba dobierać wg wzrostu. Co by jednak nie powiedzieć o tej maszynie, to w końcu jednak Concorde…
Tym akcentem właściwie zakończyłem zwiedzanie Le Bourget. Jednak zanim wyszedłem, obejrzałem jeszcze pokaz C-130 Hercules w locie oraz pokaz francuskiego zespołu akrobacyjnego na myśliwcach. Po tej pierwszej maszynie również nie spodziewałbym się, że może lecieć prawie, że w locie odwróconym – takie rzeczy wyczyniali z nią na niebie Piloci. Pokaz myśliwców był niezły, aczkolwiek bez specjalnych fajerwerków. Być może dlatego, że akurat się zachmurzyło i pułap chmur zszedł dość nisko. A jak wiadomo, w poziomie znacznie trudniej wykonać pewne manewry niż w pionie.
Powrót zajął mi nieco dłużej, ponieważ zatrzymałem się jeszcze na kilka godzin w samym Paryżu, gdzie odbywała się parada… hmm… równości. Nie wypada pisać inaczej ;-) Ale to raczej nie jest temat na nasz Newsletter, podobnie jak opis samego Paryża, który, przynajmniej w ścisłym centrum spodobał mi się bardzo. O ile czas pozwoli, zamiast EPGD-EPKK będę teraz częściej odwiedzał LFPG i LFPO. To w virtualu. W Realu na pewno muszę tam jeszcze wrócić i już tylko jako turysta, bo służbowo to po prostu za mało czasu aby chłonąć atmosferę miasta.
Podsumowując same targi/pokazy na Le Bourget, to mogę powiedzieć, że była to dla mnie największa impreza tego typu, na której byłem. Niewątpliwie było warto. Chociaż przez kilka godzin non-stop mogłem znów pobyć blisko lotnictwa. I tylko lekka zazdrość brała górę, kiedy widziałem tych wszystkich umundurowanych pilotów, którzy byli wszędzie… Ale nieważne, jeśli będziecie mieli kiedyś okazję tu być – nie możecie jej przepuścić. (BK)