Smutna to była podróż i pełna nostalgii, bo TLO była jedną z pierwszych maszyn w naszej Firmie i nigdy nie zawiodła ani pilotów, ani pasażerów. Nie za szybka, nie za nowoczesna, ale z duszą, po której teraz pozostała pustka.
Pierwszy lot w Cassubian VA wykonała 17 września 2007 roku na swojej ulubionej trasie, której w EPWW FIR byłą niekwestionowaną królową – z Gdańska do Szczecina. Na 209 operacji na tej trasie TLO wykonała 1/5 z nich. Łącznie dzielnie służyła w 241 lotach, pokonując w sumie 33 572 nm i spędzając w powietrzu niespełna 280 godzin w znakomitej większości po trasach krajowych, ale sprawdzała się także w krótkich lotach zagranicznych, zwłaszcza do destynacji północnych – na Bornholm czy Visby.
Mimo dwusilnikowej konstrukcji była tania w utrzymaniu, bo silniki GTSIO-520-M o łącznej mocy 750 koni mechanicznych były niezwykle oszczędne. Usterki techniczne pan Edek naprawiał z przyjemnością, bo „Cesieńka” - jak mówił - to złota dziewczyna.
W grudniu zagroził nawet, że zwolni się z pracy, jeśli Zarząd nie zrezygnuje z jej sprzedaży. Zarząd przekonał go przymknięciem oka na nieprawidłowości w książkach pokładowych i braki instrumentów w różnych maszynach (jak tłumaczył chciał synkowi podpiąć do kokpitu, ale w żadnym z nich nie było wtyczki USB).
Dla wielu z pewnością była rachitycznym pomnikiem poprzedniej epoki lotnictwa, bo ani wyposażeniem, ani osiągami nie dorównywała współczesnym konstrukcjom. Ale potrafiła zachować rzadko już spotykany klimat prawdziwego latania; na wolancie czuło się drgania jej serca, a trzykrotnie obijane skórą fotele przekazywały momenty na plecy pilota i pasażerów. Charakterystyczny dźwięk silnika oraz oświetlenie tworzyło magiczną aurę każdego lotu, niezależnie od warunków pogodowych. Wie to każdy, kto choć raz ją pilotował.
Zobaczyć za jej sterami zachód słońca mając po jednej stronie zasypiających mieszkańców kraju, a po drugiej odbijający ostatnie blaski dnia Bałtyk – bezcenne. Będzie nam jej brakowało – chciałoby się rzec, kończąc to krótkie podsumowanie. Pozostaje się tylko cieszyć, że maszyna pozostanie w ciągłym użytkowaniu, więc zakończę inaczej - zwyczajowo – do miłego!